Twyrdy Ludwik

Kreśląc nawet skrótową historię kopalni „Czeladź” nie można pominąć milczeniem nazwiska człowieka, który dla jej istnienia – a także pomyślnego rozwoju – położył istotne zasługi poświęcając temu zakładowi całe swoje życie zawodowe, zdolności i umiejętności. 

Spośród wielu osiągnięć, jakie odnotować można w jego życiorysie, jedno ma szczególny walor: to Ludwikowi Twyrdemu zawdzięczamy autorstwo quasi-monografii wprawdzie, lecz z całą pewnością liczącego się rękopisu o charakterze historyczno-kronikarskim dotyczącego najstarszych dziejów kopalni „Czeladź” do roku 1960. Spisane z woli ówczesnego jej dyrektora inż. Feliksa Lecha, a przede wszystkim dla upamiętnienia rocznicy odkrycia pokładów węgla kamiennego opracowanie, stanowi bogaty zbiór faktów oraz wspomnień, jakie udało się zebrać Twyrdemu. I choć dziś wiemy znacznie więcej na temat początków czeladzkiego kopalnictwa, praca ta pozostaje wciąż tak ciekawą lekturą, jak również ważnym źródłem wiedzy.

Ci, którzy znali pana Ludwika zachowali w pamięci przepełniającą go radość życia, niespożytą energię i wolę działania. Swą ofiarną pracą oraz zaangażowaniem wybił się ponad przeciętność, pozostając zarazem człowiekiem skromnym, jak też życzliwym innym. Niewiele brakowało, a Ludwik Twyrdy w ogóle nie pojawiłby się na Piaskach. Niesamowitym zrządzeniem losu uniknął grożącego mu niebezpieczeństwa i z własnego wyboru na stałe związał się z naszym miastem.

Urodził się 7 lipca 1892 r. jako syn Franciszka i Teresy z domu Banoth w Godowie pow. Rybnik. Nie zachowały się, niestety, żadne wzmianki dotyczące wczesnego okresu życia Ludwika oraz jego edukacji. A że takową niewątpliwie pobierał świadczy choćby fakt, że w 1914 r. został zatrudniony na odpowiedzialnym stanowisku asystenta-pomocnika mierniczego kopalni „Czeladź”, którą tę funkcję pełnił wówczas Francuz Denis Pieyre. W otrzymaniu tejże posady dopomogło mu też operowanie w stopniu komunikatywnym językiem francuskim. 22-letni Ludwik przybył do Zagłębia w poszukiwaniu pracy, bowiem z powodu przynależenia do polskich organizacji o zabarwieniu politycznym miał trudności z jej utrzymaniem na terenie Śląska. Nie dane mu było jednak długo pracować w kopalni. Wybuch I wojny światowej oraz zajęcie zakładu przez Niemców spowodowały, że Twyrdy opuścił zajmowane stanowisko. Zamieszkał w Lipinach (dzisiejsza dzielnica Świętochłowic) pow. Bytom, gdzie założył swoją rodzinę. 9 listopada 1915 r. zawarł związek małżeński z równolatką Anną Jakubiną Manjurą, córką Juliusza i Konstantyny Wollek. Wkrótce przyszła na świat ich jedyna córka Anna, ale zmarła w okresie niemowlęcym. W Lipinach urodził się pierwszy syn małżonków Twyrdych Witold Stefan, a niedługo po nim kolejny potomek Kazimierz Marian. By utrzymać dom Ludwik pracował w niemieckiej firmie mającej siedzibę w Bytomiu, lecz po zakończeniu wojny podjął decyzję o szybkim powrocie na opuszczony etat w kopalni. W pamięci jego potomnych zachował się interesujący przekaz wyjaśniający powód tego przesiedlenia. Otóż Ludwik Twyrdy wdał się w konflikt z przełożonym. Stanął w obronie zwolnionych z pracy Polaków. W rezultacie ów spór przerodził się w wielką awanturę, w finale której Ludwik uderzył zwierzchnika kałamarzem. Po tym incydencie, przez pewien czas wraz z bliskimi ukrywał się na wsi u swojej rodziny Kalettów.

Na Piaskach prawdopodobnie w 1921 r. Anna wydała na świat trzeciego syna Feliksa. W tym czasie cała piątka zajmowała mieszkanie kopalniane przy ul. T. Kościuszki. Życie rodziny Twyrdych toczyło się spokojnie i szczęśliwie aż do pamiętnego 1 września 1939 r. Trudny czas wojny Ludwik z żoną i dziećmi spędzili w lokalu mieszczącym się przy ul. Zwycięstwa 3 w tzw. domu na 4 sklepy, niezmiennie wykonując obowiązki pierwszego zastępcy mierniczego. Kilkakrotnie nakłaniany do podpisania Volkslisty zdecydowanie odmawiał, narażając się na różnego rodzaju szykany i drżąc o życie swoich synów. Nieobojętnymi w nowej rzeczywistości były biegłe posługiwanie się językiem niemieckim oraz bardzo dobre kwalifikacje zawodowe, które w ostatecznym razie przyczyniły się do zachowania posady. Dół kopalni nie był mu obcy, lata pracy spędzone w wyrobiskach górniczych i nad mapami pozwoliły poznać zakład od podszewki. Dzięki zdobytemu doświadczeniu, jak również wprawie w swobodnym przemieszczaniu się w labiryncie chodników i szybów na miarę możliwości czuwał nie tylko nad bezpieczeństwem załogi górniczej, ale i niejednokrotnie ratował życie tym, którzy organizowali opór przeciwko okupantowi.

Największy, światowy konflikt zbrojny przyniósł rodzinie Twyrdych osobistą tragedię. 1 września 1944 r. został aresztowany Feliks, który w owym czasie zdobywał zawodowe szlify asystując ojcu. Po przejściowym pobycie w więzieniu w Mysłowicach, przewieziono go do KL Mauthausen-Gusen, w którym wiosną 1945 r. zmarł. To nie był jedyny cios, który spadł na Ludwika. W styczniu 1945 r. jego żona przegrała walkę z białaczką. Wkrótce także dwaj synowie (przedwojenni absolwenci Liceum im. Bolesława Prusa w Sosnowcu) postanowili całkowicie usamodzielnić się. Witold założył swoją rodzinę i osiedlił się we Wrocławiu, natomiast Kazimierz wyjechał na studia do Poznania. Odtąd historyczna stolica Wielkopolski już do końca pozostała jego domem.

Tymczasem Ludwik uzyskał awans zawodowy i objął stanowisko kierownika działu mierniczo-geologicznego, które sprawował do emerytury. W latach 50. XX w. z powodzeniem studiował zaocznie na Wydziale Geodezji Górniczej Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Długoletnia, wyróżniająca się praca, zasługi na rzecz rozwoju kopalni „Czeladź” oraz szczególne zaangażowanie zostały docenione. W grudniu 1960 r. Ludwika Twyrdego odznaczono Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Los mu wreszcie zaczął sprzyjać też w życiu osobistym. W 1949 r. ożenił się z Anną Śmiecińską, wdową po Józefie Osice. Znali się od lat, rodzina Osików również mieszkała na Piaskach, a Józef pracował z Ludwikiem w dziale mierniczym. Za przynależność do konspiracyjnej organizacji Związku Orła Białego w sierpniu 1944 r. został aresztowany. Wywieziony do obozu pracy przymusowej w miejscowości Schwandorf nie doczekał końca wojny. Wraz z małżonkami zamieszkały przy ul. T. Kościuszki oczywiście córki Anny, dziewięcioletnie wówczas bliźniaczki Anna i Barbara, z którymi Ludwik miał bardzo dobre relacje. Ostatnim adresem, pod którym przebywała para Twyrdych był dom przy ul. A. Mickiewicza 1.

Wolny czas na emeryturze najchętniej spędzał w swoim ogrodzie, troskliwie pielęgnując róże. Nie zaniedbywał lektury, poświęcał się też swojej pasji – filatelistyce. W młodości był zapalonym fotografem amatorem, rozmiłowanym ponadto w muzyce i śpiewie zbiorowym. Nigdy nie krył swego przywiązania do kultury i języka polskiego szczególnie w trudnych czasach nasilonej germanizacji, a wyraz temu dawał m.in. poprzez aktywne członkostwo w Śląskich Towarzystwach Śpiewaczych, jak również wymierną pomoc w organizacji plebiscytu na Górnym Śląsku.

Najbliżsi i serdeczni przyjaciele, których miał wielu zapamiętali go jako człowieka uśmiechniętego, ujmującego szlachetną osobowością i wielką mądrością, gotowego zawsze nieść wsparcie.

Ludwik Twyrdy odszedł na wieczną szychtę 21 czerwca 1977 r. Spoczywa na piaskowskim cmentarzu parafialnym przy ul. Szybikowej.

Skip to content